Życie pisarza jest ciężkie, co odczuwam na własnej skórze, choć nie popadam w martyrologię rodem ze znanych tu wypowiedzi mistrzów pióra S24, którzy czują się niedecaniani, zepchnięci i jakoś tam jeszcze postponowani przez niewidzialną siłę.
Gra o sprzedanie "siebie" w formie słowa pisanego wydrukowanego na pachnącym papierze z ładną okładką, kodem kreskowym itp., lekką nie jest, ale to raczej twórcze działanie, więc rąk nie załamuję i nie popadam w spiskowe teorie dziejów. Tym bardziej, że nasz rynek księgarski - jak powiedziała mi ostatnio pani z wydawnictwa - jest bardziej nasycony niż w Indiach... cokolwiek to znaczy, bo nie za bardzo ów śledzę, jednakowoż czuję się pohamowana przed chęcią przetłumaczenia mojej książki na hindi, drawidyjski, czy munda.
Pragnę w tym kontekście odnieść się jednak do innej kwestii: autopromocja w dziedzinach wszelkich.
Ktoś kiedyś powiedział mi, że ludzie zobaczą Cię najlepiej, gdy postarasz się sam dobrze innym zaprezentować.
Taki ot slogan ze szkoleń PR, HR i innych mądrych prezentacji w pałerpoincie.
Jednak istnieją dwa "ale":
- po pierwsze znacznie trudniej jest, by zobaczył cię jak najlepiej Człowiek, a nie masa
- po drugie - słowo "postarasz się" tak wiele znaczy, że trudno znaleźć granicę między staraniem o sympatię i szacunek a zabieganiem o owczy poklask.
Tym samym wszystkim, którzy wyciskają z siebie dwunaste egzystencjalne poty, by zaistnieć - współczuję i życzę pokory wobec indyjskiego rynku księgarskiego.
Komentarze